Z jednej strony pastisz, przerysowana forma i gra Garai, tekturowe sceny (dosłownie), pozornie banalna fabuła. Z drugiej, coś mnie w tym filmie zafascynowało, ciągnie za struny, które później nadal brzęczą. Film zmusza do skupienia, to swego rodzaju łamigłówka.
Łatwe interpretacje i osądy typu "kiczowata pisarka zamknięta w świecie iluzji, której sława przeminie vs. głęboki, cierpiący artysta, który widzi jedynie ciemną stronę życia za to przetrwa w pamięci ludzi" - w tym przypadku nie wystarczają.
Przede wszystkim ciekawe ujęcie tematu - głównej bohaterki się nie lubi, nie wierzy się jej a jednak chwilami jest zaskakująco prawdziwa. Postać nieprzyjemna, irytująca, okropnie sztuczna a gdy już, już chcemy ją zamknąć w szufladce "pusta, głupia" coś ważnego, ulotnego przekazuje.
Dowiadujemy się, że jej pisarstwo jest kiczowate, a jednak opisuje krwawy poród zamiast zgodzić się na ogólnie przyjętą formułę "ach, och, narodziny dziecka to wyłącznie przecudne doświadczenie". Niby jest zakochana wyłącznie w swojej wizji idealnego mężczyzny, a jednak umie zakasać rękawy i zarobić dla realnego mężczyzny, gdy to konieczne. Pod sztucznością ukrywa emocje, wypiera się siebie autentycznej, a jednak umie walczyć o to, co dla niej ważne, niezależnie od ocen inych. Niby jest zamknięta w świecie iluzji, ale czy kobieta, która w tamtych (a może nawet i obecnych) czasach chce się realizować, nie czuje się nadal w zewnętrzny męskim świecie w pewien sposób wyizolowana i samotna? Na czym ma się oprzeć? Angel opiera się na swojej arogancji i bucie, udaje, ale przynajmniej walczy o to, czego pragnie.
Jako kobieta - spełnia swoje marzenia i jednocześnie przegrywa na całej linii. Marzy o swoim Paradise, udaje jej się ten paradise kupić, a jednak pierwsza właścicelka posesji "takes it all" w ogólnym rozrachunku.
Pozostaje też element domysłu, czy fabuła nie dzieje się przypadkiem wyłącznie w głowie dziewczyny, która być może nadal siedzi na strychu u mamy i skrobie piórem.
Dla mnie film dobry, choć nie wybitny, nieco męczący w odbiorze ale dający do myślenia.
Na ile to, co robi kobieta jest określane jako kiczowate, bo takie bywa, a na ile z powodu, że jest inne od męskiej wizji i zwyczajnie przez mężczyzn niezrozumiane, nieprzeżyte? Jak zostać w zgodzie ze sobą, nie wypierać się uczuć ani wrażliwości a być skuteczną i umieć być twardą? Same pieniądze nie wystarczą, tylko autentyczność prawdopodobnie też nie, czy da się to pogodzić i jak?
Mnie się podobało jak w szkole taka głupia, sztampowo myśląca nauczycielka mówi do niej, że pewnie dużo czyta (kiedy odczytuje wypracowanie), a ona odparowuje iż w ogóle nie czyta, a PISZE :). To mi się spodobało, tego najczęściej człowiek potrzebuje - przejścia od słów do czynów :). Nic nie zastąpi iskry.